Dzisiaj mija trzydzieści dni, od dnia, w którym wyszedłem z domu i wyruszyłem w podróż do Egiptu. Jeszcze dwa miesiące temu nie wiedziałem nic o tym kraju, ponad to, że jest kolebką jednej z najwspanialszych cywilizacji w historii ludzkości i leży w północnej Afryce. Pięć tygodni temu wracając z Koła Podbiegunowego, myślałem o tym jak będzie wyglądało moje życie przez następne kilka miesięcy w kulturze zupełnie innej do tej, w której dorastałem. Pełen wątpliwości, ale też ciekawości, jak potoczą się moje losy w następnym etapie mojego życia, spakowałem walizkę i wyszedłem z domu 13 maja 2016 roku. Kilka dni żegnałem pola i lasy mojej pięknej zielonej okolicy, a na koniec wypiłem galon wódki ze znajomymi nad Wisełką i wsiadłem w samolot włoskich linii lotniczych do Kairu. Z przesiadką w Rzymie, po wylądowaniu w stolicy Egiptu 15 maja dojechałem do Aleksandrii, w której mam spędzić kilka miesięcy. CZYTAJ DALEJ
Marzenia

Był koniec kwietnia 2016 roku, a ja patrząc na spektakularne skały wystające z Morza Norweskiego spełniałem drugie, wielkie marzenie podróżnicze, które sobie wyznaczyłem pod koniec minionego roku. To były smutne i ciemne dni końca roku, w którym osiągnąłem bardzo dużo, po czym wszystko straciłem. Po tamtych spektakularnych porażkach kilka miesięcy zajęło mi, zanim przedefiniowałem wartości w moim życiu, odnalazłem na nową poczucie swojej wartości i zrozumiałem, że nic mi się w życiu nie należy. Ściana w moim pokoju, jak i moja głowa na nowo zapełniła się praktycznymi informacjami, dobrą energią, światłem, nową motywacją i bezczelną wiarą w swoje możliwości. Pomimo niesamowitego CV, błyskotliwego łba na karku i tysiąca praktycznych skillsów nic mi się nie zależy. Lepiej tak myśleć, niż pławić się w aroganckim przekonaniu, że po studiach w prestiżowym College of Europe, pracy w polskiej i europejskiej dyplomacji czeka na mnie niezliczona liczba ofert pracy. Dzięki temu mogłem wziąć krok w tył na rozpęd i z impetem wkroczyć w nowy rok. Na kartce w kratkę wypisałem marzenia, pożądany obraz mojego życia, który wtedy wydawał mi się totalnie nieosiągalny, mając na uwadze mój ówczesny stan psychiczny, całkiem bliski depresji. CZYTAJ DALEJ
Umysł jest jak spadochron

“Most people die at age of 25 and aren’t buried until 75”. Dwadzieścia pięć lat to według neurobiologów granica wieku, w której ludzki umysł osiąga najwyższą sprawność, później jest już coraz gorzej. Do tego czasu jest całkiem łatwo: chodzimy do szkoły przez 12 lat, potem większość z nas idzie na studia na trzy lub pięć lat, otaczamy się ciągle nowymi ludźmi, na zajęciach nasz umysł bombardowany jest trylionami gigabajtów danych, musimy się uczyć, więc istota szara mózgu rośnie, a człowiek staje się inteligentniejszy. Potem jest już trudniej. Idziemy do pracy, w której często robimy rzeczy mechanicznie i odtwórcze (nawet w pracy umysłowej, jaką jest praca przed komputerem w korporacjach lub biurach), poznajemy o wiele mniej ludzi, a nasze życie staje się rutynowe i ogranicza się do pracy i domu. Umysł powoli zwalnia, przestaje się rozwijać, a niestymulowany potencjał intelektualny człowieka maleje. Einstein mówił, że w momencie gdy przestajemy się uczyć, zaczynamy umierać.
CZYTAJ DALEJ
Florence without the machine

Florencja to jedno z piękniejszych i ciekawszych miast jakie odwiedziłem. To miasto w którym powstał kapitalizm, bankowość, mecenat, to tu tworzyli Dante Alighieri, Franceso Datini, Petrarka, Oriana Fallaci, Amerigo Vespucci i Leonardo da Vinci. Poleciałem tam w marcu 2015. Z misją. Misją o bardzo wysoką stawkę, do której przygotowywałem się ponad rok. Chociaż czytałem dużo Lema i inspirowałem się Juliuszem Vernem i Elonem Muskiem w swoich marzeniach o podboju kosmosu, to niedostatecznie zaprojektowałem rakietę która miała mnie zawieść na planetę o nazwie Comet_Centauri_your_dreams_will_come_true_here. Niestety misja się nie powiodła. CZYTAJ DALEJ
Rzuć wszystko i chodź się całować!

Żartowałem.
Rzuć wszystko i chodź podróżować!
Chodzimy do pracy, której nie cierpimy, kupujemy rzeczy, których nie potrzebujemy za pieniądze, których nie mamy, usiłując zaimponować ludziom, których nie lubimy, udając kogoś, kim nie jesteśmy. CZYTAJ DALEJ
Materia organiczna

Na jedenastej laptop, dość daleko by do niego wstawać co chwilę i patrzeć what’s up na fejsie.
W operze miliony zakładek z filmami, relacjami podróży, wykładami TEDx, artykułami o nauce i psychologii, zdjęciami amerykańskich parków narodowych.
Winamp przez cinche przesyła do głośników what is meant to be, will be Lauryn Hill. CZYTAJ DALEJ
Podsumowanie 2015 roku

Właśnie minął kolejny niesamowity rok mojego życia. Rok pełen przygód, zwrotów akcji, emocji i doświadczeń. Pełen cudownych przeżyć, ale też pouczających porażek. CZYTAJ DALEJ
Pierwszy września

Sam nie wiem co o tym myśleć. Mam dwadzieścia osiem lat i najpiękniejszy dzień mojego życia przeżyłem w tym roku. Czasem myślę, że mam tak intensywne życie, iż swoimi doświadczeniami mógłbym obdarzyć kilkadziesiąt osób. Nawet jak nie podróżuje, nie pracuje, tylko siedzę w domu, sytuacja w moim umyśle, sercu i duszy jest tak dynamiczna, że zaczynam prosić o spokój. Ktoś powiedział, że czasem większość życia przeżywamy w swojej głowie, a co jeśli wydarzenia docierają do nas z kilkumiesięcznym opóźnieniem? CZYTAJ DALEJ
Sześć gwiazd nad skandynawskim niebem

Księżyc odbija się w tafli wody. Jezioro nad fiordem, surowa przyroda Skandynawii. Skały, gęste lasy iglaste, bagna, wartkie potoki niosące wodę z lodowca i góry. Wielka cisza, czyste północne niebo pełne gwiazd. Rozpoznaje tylko wielki wóz, położony zupełnie gdzie indziej, niż patrząc na niebo we wschodniej Polsce. Księżyc zbliża się do pełni, daje dużo światła. Stoję z kolegą na pomoście i zaginamy karki łapiąc spadające gwiazdy. Sześć. W ciągu jednej godziny, może dwóch. CZYTAJ DALEJ