Pierwszy września

Sam nie wiem co o tym myśleć. Mam dwadzieścia osiem lat i najpiękniejszy dzień mojego życia przeżyłem w tym roku. Czasem myślę, że mam tak intensywne życie, iż swoimi doświadczeniami mógłbym obdarzyć kilkadziesiąt osób. Nawet jak nie podróżuje, nie pracuje, tylko siedzę w domu, sytuacja w moim umyśle, sercu i duszy jest tak dynamiczna, że zaczynam prosić o spokój. Ktoś powiedział, że czasem większość życia przeżywamy w swojej głowie, a co jeśli wydarzenia docierają do nas z kilkumiesięcznym opóźnieniem?  Nie powinienem narzekać, ponieważ moja podświadomość prosiła od zawsze o wielkie wyzwania i doświadczenia. Jedyne czego w życiu bałem się to nudy, stabilności, rutyny i przewidywalności. Będąc w liceum, nakarmiony tonami literatury, zainspirowany filmami i muzyką wyśniłem sobie, że chce mieć historie rodem z powieści Vargasa Llosy, Murakamiego albo Isabel Allende. Więc je dostałem.

Ten dzień wydarzył się pierwszego września 2015 roku.

To było drugie rekordowo upalne lato w historii pomiaru temperatur w moim kraju. Sierpień 2015 roku był najpiękniejszym miesiącem mojego życia w każdym jego aspekcie, a jego ukoronowaniem pierwszy dzień września. Później wszystko miało się rozpaść. Wszystko. Każdego dnia ósmego miesiąca tego roku słońce, niczym w Andaluzji nie dawało odpoczynku. Było gorąco i duszno, deszcz nie spadł ani razu, nie przeszła żadna burza. Niebo było wyjątkowo niebieskie, żadne chmury go nie zasłaniały. Stan Wisły spadał do rekordowo niskiego poziomu. Warszawa żyła odkrywaniem nowych artefaktów z czasów potopu szwedzkiego czy Powstania Warszawskiego w wysychającej Wiśle. W ciągu tego miesiąca intensywnie pracowałem nad zbliżającym się projektem szkoleniowym dla dyplomatów z Gruzji, Ukrainy i Mołdawii. Każdy dzień pracy przynosił nowe wyzwania. Wieczory spędzałem albo na korcie grając w tenisa, albo szlajając się z koleżankami nad Wisłą, tętniącą życiem, pełną letnich knajp i dyskotek, dobrej muzyki i energii. Kto spędza wakacje w Wawie, na hasło „idziemy nad Wisełkę” reaguje jak wampir na widok krwi. Euforią i entuzjazmem. Dylematem jest tylko piwo czy wódka. W weekendowe popołudnia jeździłem rowerem wzdłuż Wisły między Warszawą a Modlinem przez pola, lasy, krzaki, wzdłuż wału przeciwpowodziowego ekscytując się aplikacją endomondo.

Miejskie, nadwiślane bulwary były pełne młodych ludzi cieszących się życiem.

Pierwszy dłuższy weekend tego miesiąca spędziłem nad polskim morzem – w Łebie. Trzy dni ekstremalnych szaleństw w towarzystwie kilku wspaniałych młodych ludzi. W towarzystwie przyjaciół dziewczyny która zajęła ważne miejsce w moim sercu. Skoki do wody z mola, lepienie śmiesznych figur z piasku, wygłupy w morzu, granie w siatkówkę, pływanie kajakiem, nocne szlajanda, zaczepianie ludzi, wygłupy w knajpach i wiele miłości. Kolejny, pięciodniowy weekend sierpnia minął w towarzystwie Jacka, podróżując razem przez Norwegię. Razem dotarliśmy do największego lodowca w Europie – Briksdalbreen, spaliśmy pod namiotem nad najbardziej malowniczym fiordem w Norwegii – Geriangerfjorden oraz przejechaliśmy najbardziej widowiskową drogę wg National Geographic na świecie – Atlanterhavsvegen. Skandynawska przyroda, wielki błękit, pierwsze w życiu spotkania z fiordami, spanie pod namiotem, jeżdżenie autostopem z przyjacielem, wieczorne ogniska, patrzenie w gwiazdy oraz dużo wędrowania. Ostatnie dziesięć dni sierpnia to z kolei zmagania z 20 osobowa grupą dyplomatów, uczestników projektu który koordynowałem. Każdy dzień był pełen ciekawych wykładów, spotkań z dyplomatami oraz profesorami, specjalistami od stosunków międzynarodowych, UE i NATO. W tamtych dniach nawiązałem nową przyjaźń z wyjątkowo interesującą, ciekawą świata i piękną dziewczyną o imieniu Ksenia, pochodzącą z Ukrainy słuchaczką Ukraińskiej Akademii Dyplomatycznej. Od spotkania z nią zacząłem znów marzyć o wyjeździe do Kijowa. Pod koniec miesiąca słońce wciąż nie dawało wytchnienia, noce były bardzo krótkie i duszne, zaś umysł działał na bezrefleksyjnym autopilocie, a intuicja przyciągała same dobre wydarzenia. Wisła nadal schła, moje konto było grubsze, a moja pewność siebie, z wyniku szalejącej serotoniny i endorfin osiągała stan niebezpiecznie wysoki.

Tego dnia nie miałem okazji zauważyć że nadszedł pierwszy września. Praca absorbowała mnie totalnie, zapomniałem o fakcie, iż nadeszła kolejna rocznica wybuchu II wojny światowej, zaś skupienie na zadaniach i swoim życiu sprawiło, iż nawet nie dostrzegłem dzieciaków biegnących z plecakami do szkół, po raz pierwszy po wakacjach.

Przed ósmą rano pojechałem na Wolę odebrać moich wschodnich gości z hotelu. W dobrych humorach przejechaliśmy taksówkami do Ośrodka Studiów Wschodnich – uznanego think-tanku analizującego sytuację w Europie oraz Azji z punktu widzenia stosunków międzynarodowych. Godzinne spotkanie, podczas którego padło wiele ciekawych opinii o sytuacji na Ukrainie dało mi wiele do myślenia oraz nowe spojrzenie na temat mojego doktoratu. Czułem się pewnie tego poranka wiedząc tak dużo, mogąc uczestniczyć w ciekawej dyskusji dotyczącej stosunków międzynarodowych na wysokim poziomie. W przerwie między spotkaniami wraz z Ksenią oraz Tadeuszem odbyliśmy bardzo miły spacer parkiem Ujazdowskim. Ksenia nie po raz pierwszy zaimponowała zarówno mi jak i Tadeuszowi – ekspertowi z mojej instytucji swoją wiedzą i ciekawością świata. Kolejnym wydarzeniem intelektualnym tego dnia była wizyta w Centrum Operacyjnym polskiego MSZ. Było to spotkanie w ciasnym pokoju pełnym komputerów, za pomocą których polska służba zagraniczna monitoruje i koordynuje wsparcie dla obywateli Polski którzy znaleźli się w potrzasku poza granicami kraju. Po obiedzie w stołówce MSZ zakontraktowana firma taksówkarska  przewiozła nas z alei Szucha do dzielnicy szklanych domów. Rondo Daszyńskiego to wielka dziura w ziemi, biegający robotnicy, wielkie dźwigi i rosnące w oczach wieżowce. Nowa dzielnica biurowców polskiej stolicy powstaje tempem co najmniej chińskim. Godzina 14, polskie słońce konkuruje z tym z Maroka, i chyba wygrywa, więc uciekamy do klimatyzowanego wnętrza jednego z wieżowców. Frontex. Unijna agencja ds. ochrony granic. Kilka pięter na wysokiej kondygnacji. Wielonarodowy zespół pracujący nad uszczelnianiem wschodniej i południowej granicy UE. Intensywna, ciekawa praca. Walka z przemytem towarami i ludźmi. Trudna i prawie niewykonalna praca. Przed nami godzinne spotkanie z rzecznikiem prasowym tej ważnej agencji unijnej. Prezentacja wyzwań i zadań organizacji. Cały 2015 to rok zmagań z falami imigrantów z Syrii, Libii oraz Afganistanu do bram UE. Czyli wydarzeniami, za które odpowiedzialność ze strony UE powinien wziąć Frontex. Połowa sali przysypia ze zmęczenia, ja słucham bo chciałbym tam pracować. Europejskie zarobki w Środkowoeuropejskiej stolicy. Smartfon nie daje żyć, mój główny informator, Karolina śle maila, że już po raz piąty zostałem wybrany jako obserwator na misje OBWE podczas zbliżających się wyborów na Ukrainie. Nazywa mnie Czortem, bo w jej oczach wszystko mi przychodzi łatwo. Moje marzenie zostanie spełnione, wkrótce polecę do Kijowa, i zobaczę Ksenie. Wykład się kończy, żegnam uczestników i dziękuje za wspólnie spędzone dziewięć dni, projekt się skończył. Dostaje kilka wyrazów wdzięczności i gratulacje za świetnie przeprowadzony projekt. Zapomniałem że byłem tego dnia w marynarce, jadąc tramwajem do domu, czuje jaki jestem spocony.

Popołudnie jest nie mniej ciekawe niż dzień w pracy. Po krótkiej drzemce, o 18 do mojego mieszkania na Młocinach przyjeżdża Ksenia. Piękna, szczupła blondynka o niebieskich oczach. To jej drugi dzień w życiu w którym będzie jeździć rowerem. Dzień wcześniej, na wypożyczonym rowerze Veturilo, pod moim okiem zrobiła pierwsze kroki na rowerze. Boisko do piłki nożnej na Młocinach okazało się idealnym miejsce do nauki jazdy. Trawa jest wysoka i gęsta, więc upadki nie bolą. Nie, Ksenia nie ma 4 lat. Ma 21 lat. Wypożyczamy rowery i próbujemy jazdy przez Kępę Potocką. Tym razem jej nie idzie, kilka razy spada z roweru. Jest bardzo zła, wręcz wściekła na mnie. Brak mi tej wyrozumiałości, ale na nią nie krzyczę. Chciałbym być wykładowcą akademickim, ale na nauczyciela się nie nadaje, nie mam tej cierpliwości. Kłócimy się, siedzimy nadąsani na ławeczce nad stawem. Ściemniło się, jestem na nią zły, ona na mnie, nie odzywamy się. Ale oboje wiemy że będziemy tego żałowali, bo zaraz się rozstaniemy, a ona wyjedzie następnego dnia do Włoch. Polubiłem ją. Raz na kilka lat spotykasz piękną osobę, z która dogadujesz się na każdym poziomie, często bez słów. Ktoś kto czuje, myśli i widzi świat tak samo. Nie trzeba szukać wspólnych cech ani wspólnych punktów patrzenia na świat. Bo jest ich wiele. Czujesz to od razu a znajomość zaczyna się od bardzo wysokiego poziomu. Jestem szczęściarzem, ponieważ tego dnia miałem spędzić czas wolny z dwoma takimi dziewczynami. Blondynką i brunetką. Ukrainką i Polką. Koło 22 żegnam Ksenię, przytulamy się, a ja jadę dalej rowerem wzdłuż bulwarów wiślanych, przez Czerniaków na Siekierki, do J. Młodej damy z Bartyckiej. Podjeżdżam pod nowe bloki w przytulnej dzielnicy mieszkaniowej, J. wsiada na bagażnik, jedziemy rowerem jak beztroskie dzieciaki nocą przez dzielnicę. Czuć lato, ciepła noc, śmiejemy się z życia, mijamy domki jednorodzinne i szkołę do której chodzi jej siostrzeniec. Czuję szczęście. Przecinamy wielkie kaskady trasy siekierkowskiej, auta mkną kilku pasmową trasą łączącą Ursynów z Pragą. Teren dookoła jest podmokły, pełen jeziorek więc nie ma w okolicy już budynków, tylko tereny rekreacyjne. Rozbijamy mały piknik nad jeziorem. Rozmawiamy, śmiejemy się, patrzymy w gwiazdy, pijemy coś. Przytulamy, całujemy i kochamy się spontanicznie.

Nie musisz do mnie wiele mówić, bo zawsze rozumiem co myślisz i czujesz.

10 sekund. Tyle trwało spadanie najdłuższej gwiazdy jaką widziałem. Wielka gwiazda, długi spalający się ogon. Takie komety astronomowie nazywają bolidami. Widzieliśmy ją razem. Magiczne przeżycie. Myślę życzenie, zapisuje te chwile i ten dzień w moich wspomnieniach w najbardziej strzeżonym miejscu mojej pamięci. One nie mogą zginąć. Nawet jeśli miałbym na starość zachorować na schizofrenię lub zapaść na demencję.

Pod koniec września przychodzi krwawy księżyc. Wyjątkowo rzadkie wydarzenie astronomiczne. Według astrologów ma ono wywrotowy wpływ na równowagę w przyrodzie na Ziemi. Jak się okazuje, to prawda. Moje życie wywraca się do góry nogami w te dni. Tracę pracę a relacja z J. zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni. Kilka miesięcy później dotrze do mnie, że ją kochałem, ale wtedy jest już chyba za późno.

Siedzę w kinie mojej pamięci, filmem jest moje życie, jest kilka miesięcy później.

Mówią, że nie należy wychodzić z kina, póki trwa seans. Zmienię więc miejsce na sali, siądę może bliżej ekranu, i zostanę, zanim puszczą końcowe napisy, w końcu nie minęła jeszcze połowa filmu.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s