Adrenalina na Orlej Perci

wesoły wędrowiec

W naszych pięknych Tatrach, w granicach Polski znajduje się tylko jeden górski szlak graniowy wyposażony w sztuczne ubezpieczenia. Szlak o długość 4,5 kilometra nazywa się Orla Perć i prowadzi od przełęczy Zawrat przez Kozi Wierch do przełęczy Krzyżne. Nosi opinię najniebezpieczniejszego szlaku w polskich górach. Co roku rzesze śmiałków porywa się na niego, celem przetestowania swojej formy. Na tym szlaku można sprawdzić nie tylko swoją formę fizyczna i kondycję, ale przede wszystkim mocne nerwy.

Moje drugie przejście Orlej Perci przygotowałem skrupulatnie. Pierwszy raz wybrałem się na ten szlak na jesieni 2010 zupełnie nie świadomy jego trudności, bez odpowiedniego ubioru i sprzętu, za namową ówczesnej dziewczyny. Pamiętałem, że naprawdę bałem się w kilku miejscach, ale był to pociągający strach i emocje, które chciałem powtórzyć.

Tym razem podszedłem do sprawy profesjonalnie. Przygotowałem całą trasę na podstawie swojego doświadczenia górskiego, artykułów z Magazynu NPM oraz relacji Ale Lufy z 8a.

IMG_20190926_101306.jpg

Do plecaka spakowałem wcześniej sprawdzony na dolomickich ferratach zestaw wspinaczkowy firmy Ocun, przekąski oraz śpiwór. Całodniową trasę rozplanowałem z respektem do pory roku i pogody. Tym samym, sierpień który miał mi minąć w całości w górach zainaugurowałem wypadem w Tatry.

Jako że Orlą Perć poprowadzono granią wąskich skał, szczytów i żlebów, szlak zaprasza wyłącznie osoby o silnych nerwach, o niskiej wrażliwości na ekspozycję i kontrolujących swój lęk wysokości. Według źródeł, od otwarcia szlaku w 1906 roku zginęło na nim 140 osób. Jego przejście zajmuje od 6 do 8 godzin, zaś najsprawniejszy śmiałek ustanowił rekord  jego przebiegnięcia na godzinę i 4 minuty. Próbę swoich sił na Orlej Perci można zacząć w schronisku Murowaniec lub przy schronisku w dolinie Pięciu Stawów.

Wędrówkę rozpocząłem w piątek o 8 rano z poznanym w Murowańcu Adamem. Po krótkim wspólnym treku, nasze drogi rozdzieliły 45 minut później. Ja zacząłem podchodzić w kierunku Zawratu, a kolega skręcił na szlak żółty. Już przed przełęczą zrobił się zator przy łańcuchach, a ja prawie nie zabiłem turysty butelką która mi wypadła z plecaka.  Kilkaset metrów przed Zawratem, przy skałach gdzie poczułem, że łańcuchy robią się wymagające, założyłem kask oraz uprząż z lonżą do via ferrat. Kilkanaście minut później, koło godziny 10:00 byłem na przełęczy Zawrat, gdzie zawsze spotyka się wielu turystów. To była już moja szósta wizyta w tym miejscu, z czego cztery miały miejsce w zimie.

Mała przekąska i w drogę – do odważnych świat należy!

Tu zaczyna się Orla Perć. Pierwsze trudności pojawiają się przy trawersie Zmarzłych Czub, gdzie idzie się płaską, pociętą płytą. W deszczowe i zimne dni miejsce to jest bardzo śliskie, przez co niebezpieczne. Około 45 minut później dochodzę do legendarnej drabinki, która rozbudza emocje u każdego. Pionowa, kilkunastometrowa drabinka po której się schodzi do wąskiej Koziej Przełęczy przyprawiła niejednemu kilka siwych włosów. Tu należy się skupić na zejściu po szczeblach i nie rozglądać po okolicy, bo to przepis zawrót głowy i odpadnięcie. Następnie po zejściu z drabiny, łańcuchy prowadzą nas niemal w pionie w dół, rynną do skał przed Kozim Wierchem. Na jego szczycie zazwyczaj spotykamy wiele turystów, którzy korzystają z bezpośredniego szlaku ze schroniska Piątka. Wysoki na 2291 m npm szczyt oferuje piękną panoramę Doliny Pięciu Stawów i okolicznych szczytów. Za czubkiem góry czeka nas trochę odpoczynku od adrenaliny, która z kolei podnosi się przy Żlebie Kulczyńskiego. Tu łańcuchy prowadzące wąskim żlebem wprowadzają nas na Granaty. Kilka chwil później, po relaksie na szczycie Zadniego Szczytu wspinacza czeka skok przez szczelinę, który w razie obaw można ominąć w bezpieczniejszy sposób. Przy Orlej Baszcie szlak wiedzie eksponowanym fragmentem, dobrze ubezpieczonym, ale gdzie łatwo o wypadek. Po przejściu tego miejsca można już powoli się relaksować. Minąwszy odcinek sypiących się kamieni obok Buczynowych Turni i kilkanaście minut później dochodzę do przełęczy Krzyżne. Tu kończy się Orla Perć.

Orlą Perć zakończyłem po około sześć i pół godziny. Była godzina 16:45 i gdy już adrenalina opadła, poczułem, jaki jestem zmęczony. Była to już moja dziesiąta godzina na nogach. Pozostało mi jeszcze zejście do schroniska. Kolejne dwie godziny schodziłem stromym zejściem widząc przybliżającą się, przepiękną Dolinę Pięciu Stawów i dach schroniska. Koło 19 doszedłem strasznie głodny i zmęczony do schroniska.

W schronisku funduje sobie zupę ogórkową, schabowego i piwko. Świętuje satysfakcję! Uczucie po które mogę jechać na koniec świata i wpakować się w niejedną przygodę. To był piękny tatrzański dzień.

Doświadczenie Orlej Perci to przygoda jedyna w swoim rodzaju. Warto się do niej porządnie przygotować, biorąc pod uwagę porę roku, swoją formę i doświadczenie górskie, ale także pogodę i sprzęt. Taternicy zalecają używanie kasków wspinaczkowych, które chronią głowę przed spadającymi kamieniami oraz autoasekuracji w postaci lonży do via ferrat. Taki zestaw pozwala przepinać się w łańcuchy, poprawia psychiczne samopoczucie w trudniejszych miejscach i zapewnia bezpieczeństwo w razie odpadnięcia. Bardzo pomocne są rękawiczki (np. rowerowe) lub zimowe, które chronią ręce od zimnych łańcuchów. Dobre przygotowane połączone z entuzjazmem i dobrą formą sportową sprawi, że wędrowanie i wspinaczka Orlą Percią stanie się niezwykłym wspomnieniem na wiele lat.

Trasa wędrówki w serwisie mapa turystyczna.

 

3 uwagi do wpisu “Adrenalina na Orlej Perci

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s