Stay in the moment. Go wander. Polska jest piękna! Pomysł na weekend #2

Jak za każdym razem, gdy coś mi się nie podobało w moim życiu i najbliższym otoczeniu, tak tym razem spakowałem plecak, kupiłem bilet i wyszedłem z domu, licząc że jak wrócę problem zniknie. Tym razem na południowy zachód. Najpierw cztery godziny w nowoczesnym pendolino z Warszawy do Wrocławia, potem jeszcze trzy i pół w Kolejach Dolnośląskich do Szklarskiej Poręby.

Trzy dni wędrówki przez pasmo Karkonoszy – ostatnie pasmo górskie, które opierało się moim podbojom w Polsce. Trzydniowa wędrówka połoninami, granią gór, wśród wysokich pożółkłych traw, idąc z zachodu na wschód. Od wodospadu Kamieńczyka, przez schronisko na Hali Szrenickiej, z przystankiem na górze Szrenica, mijając fantastyczne formacje skalne jak Trzy Świnki czy Czeskie Kamienie. Mając po swojej prawej ręce Czechy, a po lewej Polskę, a w oddali miasteczka Karpacz i Szklarską Porębę. Mijając źródła Łaby i anomalię grawitacyjną, pływając w kosodrzewinie.

Przystanek przed zachodem słońca w październikowej Polsce na skraju Śnieżnych Kotłów.

Myśl w mojej głowie. Kotły myśli w mojej głowie.

Hurricane.

Tornado.

Formacje polodowcowe, zimny wiatr i czerwone kolory słońca w oczach. Mgliste góry przywołują na myśl fen – wiatr występujący w Karkonoszach.

Stare, komunistyczne, przepełnione schroniska ludźmi którzy są głośni i chlają dużo alkoholu w ciemności. Lepkie stare drewno i wspólna stołówka. Stare zdjęcia z wędrówek górskich z lat 70tych.

Trzy dni ośmiogodzinnej wędrówki unikając kontaktu z innym człowiekiem. Pełen anxiety, uzależniony od informacji młody człowiek, od życia w pędzie, sprawdza smartfon z częstotliwością telegrafu. Ręka co chwile wędruje do kieszeni, głupi młody człowiek sprawdza czy jest zasięg sieci LTE. Instagram, Messenger z koleżanką, fejsbuk, Twitter, newsy. Głupie myśli, fałszywe wyobrażenia o rzeczywistości, wpadanie w paranoje.

Dookoła wysokie krzewy, rozległe horyzonty.

Odpoczywam pod Śnieżką, miliard ludzi, nienawidzę ich jako tłum, więc idę dalej. Trzeciego dnia schodzę do Jeleniej Góry, by zrobić dwudniową przerwę od wędrówki u przyjaciół. Oddech nowoczesnego człowieka – w ich mieszkaniu jest wifi. Wieczorne rozmowy z fajnymi ludźmi, ale wciąż spoglądasz na smartfona. Ile razy mnie kusiło by go stłuc, zniszczyć.

Sowia Przełęcz wyznacza moje zejście z gór, trzeciego dnia pod wieczór.

Tomek, gospodarz oprowadzając mnie po Jeleniej Górze, przekonał mnie żebym jeszcze nie wracał do rodziny we Wrocławiu ani do mojego świata w Warszawie. Posłuchałem się jego rady. Poznaliśmy się w Jerewaniu dwa lata temu, zwiedzając Armenię.

Dwa ciekawe wieczory, pomimo różnicy wieku, rozmowy o sensie podróżowania i mieszkaniu w małym lub dużym mieście.

Zostałem wyposażony w dobrą mapę gór Izerskich, poklepany po ramieniu i w drogę. Pierwsze popołudnie – krótkie podejście do schroniska, nocleg, długi wieczór w przytulnym schronisku czytając Pod osłoną nieba Paula Bowlesa.

Czwarty dzień w wędrówce po górach dopiero był dniem, w którym odzyskałem spokój. Prawie przez cały dzień nie spojrzałem na telefon. Szedłem przez piękne lasy iglaste i liściaste, omijając formacje skalne typowe dla Śródziemia, byłem w Fangornie, szedłem lasem i polami górskimi. Torf, błoto, granica z Czechami. Cieszyłem się przyrodą. Myślałem o ludziach mi bliskich i przyszłości.

Skonsolidowałem myśli i uczucia w swojej głowie.

Informational detoks.

Jak widać tym razem ten sposób nie do końca zadziałał. Podróże są świetnym sposobem na ucieczkę od życia, ale średnim na życie, jak trafiając w dziesiątkę określił to znany podróżnik Tomek Michniewicz w wywiadzie. Jesteś w domu na chwilę, potem wyjeżdżasz, omijają cię ważne wydarzenia w życiu twoich bliskich, chyba że ich nie masz. Uciekasz od swoich problemów myśląc że je zgubisz. A tak naprawdę bagaż swoich doświadczeń, emocje i demony podróżują z tobą. Nie uciekniesz od nich na księżyc, do Brazylii, Chin, do chatki w Bieszczadach, czy za siedem rzek, gór, jezior. Trzeba im sprostać, przepracować je, nie można pewnych spraw wypierać.

Jak śpiewał mój ulubiony raper Mes – jestem gotowy zadać pytania wagi ciężkiej, lecz odpowiedzi tak naprawdę nie chce.

Niektórzy uciekają w podróż, inni chodzą do psychoterapeuty (jak na amerykańskich filmach, każdy ma swojego fryzjera i psychoterapeutę), uciekają w alkohol, pracoholizm lub narkotyki. Do pytań wagi ciężkiej dochodzi się po wielu latach rozmowy ze sobą na najwyższym, najszczerszym poziomie. Mogą to być niepoukładane relacje z rodzicami, brak akceptacji ze strony któregoś z nich, niespełniona miłość, odrzucenie, zawiedzione ambicje, frustracja w walce o miejsce na rynku pracy, traumy z dzieciństwa czy wszelkie negatywne wydarzenia z przeszłości. Zamiatanie pod dywan jest marnym sposobem, ponieważ po jakimś czasie nie będzie dało się przejść po pokoju.

Przyznam że wędrowanie po górach pomaga w tym procesie.

Ucieczka. Neurobiologia. Przyroda.

Jak twierdzi profesor psychologii poznawczej z University of Utah, David Strayer przebywanie w przyrodzie ma zbawienny wpływ na nasze zdrowie intelektualne. Naukowiec ten stworzył definicję „efektu trzech dni” opisującą znaczną poprawę właściwości poznawczych ludzkiego umysłu po spędzeniu trzech dni w naturze, z daleka od nadmiaru zdobyczy współczesnej cywilizacji. Przypuszcza on, iż przebywanie w naturze pozwala korze przedczołowej – centrum dowodzenia mózgu – zwolnienie i włączenie trybu odpoczynku. Przebywanie w bliskości terenów zielonych i czystych krajobrazów zmniejsza wydzielanie kortyzolu, hormonu stresu, ryzyko zachorowania na choroby typu depresja, niepokój, atak serca, astma czy migreny jest też niższe.

Nie brzmi to jak rewolucyjne odkrycie godne wyskoczenia nago z wanny i krzyczenia Eureka, ale jest bardzo przekonywujące i dowiedzione naukowo.

Matt Killingsworth – badacz szczęścia w swoim błyskotliwym wykładzie TEDxCambridge idzie za ciosem i rozwija tę koncepcję. Według niego, jeśli chcemy być szczęśliwy, powinniśmy całkowicie zagłębić się i skupić w doświadczeniu danego momentu.

Stay in the moment.

Gdzie o to łatwiej, jak nie podczas wędrówki po lesie, górach czy plaży, rozkoszując się pejzażem.

Dodaje, że czynność, którą wielu z nas chyżo uprawia czyli „mind-wandering” nie jest dobrą rzeczą, o ile nogi naszych myśli są świadomie zabierane do pięknych miejsc i wspomnień, które pozwalają nam poczuć się szczęśliwymi. W przeciwnym razie kończymy dzieląc włos na czworo i rozgrzebując niepotrzebne myśli które dawno powinny być zakopane pod drzewem tysiące kilometrów stąd.

Przyroda potrafi być najpiękniejszym artystą, z tym zgodzi się chyba każdy. Dla każdego estety, który do Luwru, Centre Pompidou, Muzeum Prado czy Zachęty ma daleko, nadal istnieje pocieszenie. Demokratycznym prawem każdego jest możliwość pójścia do parku, czy najbliższego lasu by  pozachwycać się kształtem drzew, obserwować spadający śnieg, patrzeć w biegnące chmury.

Wyprawa w góry to wydatek rzędu trzysta złotych.

Słynny podróżnik, Marek Kamiński po przejściu czterech tysięcy kilometrów z Królewca do Santiago czyli całej trasy Camino de Santiago stwierdził, że prędkość, z jaką idzie człowiek jest najbardziej optymalna do obserwacji świata. Człowiek przez tysiące lat przemierzał sawanny, pola i lasy z tę samą prędkością – 4-5 km na godzinę, więc tempo marszu jest najbardziej naturalnym tempem dla człowieka do percepcji świata i krajobrazu. Przy jeździe autem, czy pociągiem ludzki umysł nie jest w stanie efektownie przetwarzać nadmiaru informacji do niego napływających. Zmieniający się teren, wiatr, krajobraz widziany przez ludzkie oko w tempie marszu najskuteczniej trafia do ludzkiego mózgu, nie męcząc go.

Przyroda równa się relaks.

Zapewne na ten temat więcej mógłby wypowiedzieć się Łukasz Supergan, polski podróżnik, który przeszedł tysiące kilometrów Łukiem Karpat,  gór Zagros w Iranie i Pirenejów. Inspirują mnie jego podróże, ponieważ jak on uważam, że podróżując samotnie, człowiek jest o wiele bardziej otwarty na przeżycia, zarówno te w swojej głowie, jak i na te które trafia w spotkaniu z innymi ludźmi w drodze.

John Hatiwanger, pisząc w artykule dla elite daily o zaletach samotnego podróżowania podkreśla dwie rzeczy. Samotne podróżowanie uczy odpowiedzialności (za samego siebie) oraz zwiększa świadomość swej osoby.  Dochodzi do tego także odkrywanie swojego ja, nowych pokładów własnych emocji, czego efektem ubocznym może być też medytacja.

Frapująca jest cięta riposta, którą udzielili hinduscy szerpowie swoim europejskim klientom podczas wyprawy w Himalaje. Tragarze ci, pomimo iż nie byli zmęczeni, często robili postoje. Europejczycy, których umysły zepsute są korpomową operującą pojęciami typu strategia, zarządzanie, optymalizacja, planowanie szybkiego osiągania wyznaczonych celów zdziwieni ich zachowaniem spytali:

– Czemu tak siedzicie bez sensu? Przecież szkoda czasu!
– Musimy zaczekać na nasze dusze, żeby miały szanse nas dogonić.

No właśnie, może rzeczywiście nasze dusze nie nadążają za zmianami na które narażamy nasze ciała, serca i umysły?

Fuck race, stay in the moment.

Go wander.

Not all those who wander are lost. – J.R.R Tolkien

Link do opisanej trasy po Karkonoszach w serwisie mapy turystyczne.

Link do opisanej trasy po Górach Izerskich w serwisie mapy turystyczne.

2 uwagi do wpisu “Stay in the moment. Go wander. Polska jest piękna! Pomysł na weekend #2

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s