Mont Blanc 4808 m npm drogą włoską

udało się! 4808 m npm

Nie czaiłem się na tę górę zbyt długo. Nie marzyłem o niej latami. Nie planowałem miesiącami. Nie wiem, czy umiałbym umieścić ją na mapie 3 lata temu. Za to rok temu już słyszałem o tym, że każdy szanujący się turysta górski chce postawić na niej swoją stopę. Obiło mi się o uszy, że rocznie wchodzi na nią 25 000 ludzi, z czego 1/4 to niemieccy i szwajcarscy emeryci. Straszono mnie kuluarem śmierci na drodze francuskiej, straszono mnie ostrymi podejściami na drodze 3M oraz niebezpiecznym lodowcem na drodze papieskiej (włoskiej). Długo nie myślałem o wejściu na Mont Blanc, bo nie miałem ekipy. Tak samo teraz nie myślę o himalajskich ośmiotysięcznikach, bo prawdopodobnie nigdy nie będzie mnie stać na permit w wysokości kilkunastu tysięcy dolców. Jestem indywidualistą, lepiej mi się chodzi samemu po górach. Ale na pewne projekty górskie nie można nawet zapatrywać się samotnie. Są zbyt niebezpieczne. Pewnego dnia w marcu jak to mówią szamani „gwiazdy ustawiły się w koniugacji” i spełniły się warunki: nawiązałem kontakt z potencjalnym partnerem wyprawy oraz zacząłem namawiać drugiego. Machina ruszyła. Żadnych marzeń, same plany. Moje drugie imię to adrenalina ;-).

Przygotowania czyli excel ogarnia chaos

Stworzyliśmy plik google docs w chmurze i projekt zaczął rozwijać się wręcz korporacyjnie. Tabelki, rozkład jazdy, lista sprzętu, doświadczenie, rzeczy do ogarnięcia, rzeczy ogarnięte. Czytanie wielu wpisów i relacji na blogach, zbieranie wiedzy, informacji o trudnościach, próba okiełznania nieznanego i nauczenia się na błędach innych. Każdy uczestnik miał być po kursie zimowej turystyki górskiej, po wielu dniach zimą w Tatrach, a czasami i na większych górach w Alpach, Kaukazie. Na pewnym etapie planowania było nas czworo, a w porywach sześcioro. Ostatecznie pojechałem ja i Gosia. Ktoś sobie coś zrobił z nogą, ktoś się obraził, ktoś bardzo chciał, ale zabrakło pewności siebie. Skład oraz plan, jak to przy takich projektach zmieniał się jak w kalejdoskopie. Zapatrujemy się stanowczo na drogę włoską, bo jest silna grupa czterech osób. Nie jedziemy wcale, bo kryzys, ekipa się wykruszyła. Stanęło na tym że idziemy we dwójkę drogą francuską. Zaś do poruszania się po lodowcu najlepiej jest iść w trójkę lub czwórkę. Było nas za mało. To było największe wyzwanie oraz ryzyko. Zabukowaliśmy biwak pod Tete Rousse, wykupiliśmy bilety na autobusy. Ale wyszło jak wyszło. Będąc już na miejscu, schodząc z aklimatyzacji z gór Gran Paradiso skrzyżowaliśmy drogi z przewodnikiem z Chamonix. Kilka pytań za dużo, kilka informacji jak kawa na ławę. Cały plan znów się zmienia. Emocje, podjarka, euforia. Trzeba być elastycznym! Analizy, dyskusje, pomysły. Zagrożenia i możliwości. Jak to mówią w korpo, analiza SWOT. Niech mają satysfakcję, taką zrobiliśmy. Postanowiliśmy we dwójkę podjąć ryzyko i zaatakować Monte Bianco od strony włoskiej. We dwójkę!

Aklimatyzacja na Gran Paradiso

Pierwszym, nie mniej ważnym etapem tego projektu było spędzenie 3 dni w górach Gran Paradiso. Pojechaliśmy do doliny Valsavaranche (Pont) zaaklimatyzować się przed atakiem na MB. Spaliśmy w schronisku Vittorio Emanuele II na wysokości 2735 m npm. Weszliśmy na lodowiec GP oraz zdobyliśmy szczyt Madonna, liczący 4032 m npm. Sprawdziliśmy w tych górach jak się czujemy przy takich przewyższenia, jak znosimy aklimatyzację, chodzenie po śniegu i lodowcu. Rozruszaliśmy kości oraz zwiększyliśmy ilość krwinek czerwonych w obiegu układu krwionośnego. Daliśmy sobie też czas na odpoczynek i regenerację.

Wejście z Pont do schroniska Vittorio Emanuele II – suunto app

Atak szczytowy na Gran Paradiso – suunto app

Zejście z Vittorio Emanuele II do Pont suunto app

Zjechaliśmy stopem z doliny Valsavarenche do Aosty i Courmayer, tam napełniliśmy brzuchy oraz plecaki zakupami i ruszyliśmy do Val di Veny, doliny, skąd startuje się na MB drogą włoską. Pierwszą noc spędziliśmy przy Lago di Miage, aby następnego dnia ruszyć przez lodowiec di Miage oraz stromym podejściem dotrzeć do schroniska Gonella ulokowanego na 3071 m npm. Tam mieliśmy spędzić półtorej dnia odpoczywając, zbierając siły, analizując pogodę i warunki górskie przed atakiem na MB.

Trasa wejścia do Gonelli z rifugio di Combal – suunto app

4 dni akcji ataku na Monte Bianco od strony włoskiej

Reżim schroniska (śniadanie o 00:30 wygania wszystkich z łóżek, by nocą atakować szczyt), sprawia że wszyscy są wybudzani krótko po północy. My nie byliśmy gotowi na tak poranną pobudkę. Z Gonelli wyszliśmy o 6:15 rano, jako ostatnia grupa wybierająca się w góry. Między godziną 6 a 8 rano w cieniu przeszliśmy górny lodowiec, który był jeszcze pozamrażany i widać było wyraźnie szczeliny. Od początku asekurowaliśmy się na linie.

Sapię, dyszę, stękam, mijam szczeliny. Obserwuję granie, analizuje potencjał lawinowy. Asekurujemy się na skalnej grani „Piton des Italiens”. Wspinamy się mikstowym terenem. Prawie dwie godziny idziemy na linie po śnieżnej grani Bionnassay. Podchodzimy śnieżnym zboczem na szczyt. Robimy sobie przerwę w blaszanym schronie Vallot. Pozostaje ponad 400 metrów przewyższenia. Coraz ciężej pod górę, schodzą grupy wspinaczy, dopingują nas. 20 kroków i 2 minuty łapania oddechu. Na tej wysokości czuć coraz mniej tlenu oraz zmęczenie ogólne. Prawie dwie godziny zajęło nam dojście na szczyt Mont Blanc od Vallota. Szczyt jest szeroki i znalazłoby się na nim miejsce na kilka domów z ogródkiem. Widoki są nieziemskie, morze chmur poniżej, z każdej strony, w oddali Chamonix, po jednej stronie po drugiej schronisko Gonella. Euforia, serotonina, spokój na dachu Europy. Brak wiatru, bardzo ciepło jak na taką wysokość. Wielkie piękno wielkich szczytów i masywów dookoła. Robię zdjęcia na szczycie. Liczę czas do zejścia. Rozkładam siły. Wkurzam się sypką skałą schodząc w dół. Pod wieczór idąc przez lodowiec, mijamy kilka lawin które zeszły za dnia. Jestem wykończony. Ten dzień trwał 16h i bez ustanku byłem w ruchu. Zjadłem jedną czekoladę i 3 żele energetyczne. Nie czułem głodu, a adrenalina napędzała mnie cały dzień, aż do zmroku. Do schroniska docieramy przy zmroku, około 22. Nie da się ukryć, tego dnia pogoda dopisała i to było jednym z głównych czynników udanego wejścia na Monte Bianco.

Trasa z Gonelli do Vallot – suunto app

Trasa z Vallot na szczyt i spowrotem – suunto app

Trasa z Vallot do Gonelli – suunto app

Trasa z Gonelli do rifugio di Combal – suunto app

Satysfakcja

Dużo kamieni zleci z lodowca, zanim dotrze do mnie, co udało mi się osiągnąć tego dnia. 100 planów A, B, C… , analiz pogody, warunków śniegowych. Długie godziny dyskusji oceny trudności, możliwości i wariantów. Karuzela nastrojów, energii oraz motywacji. Burze, deszcze, śniegi, wiatr. Szczeliny, sypka skała, lawiny, obsuwy skalne, wysokość i zmęczenie. 4808 m npm. 3 miesiąc przygotowań oraz niepewności czy się uda, czy będzie mocna ekipa, od której uzależnione jest też powodzenie mojego wejścia. Moja najwyższa góra dotychczas i najbardziej wymagająca wspinaczka. Dzień, w którym atakuje się szczyt to kumulacja zagrożeń górskich w czystej postaci. To też jednocześnie kumulacja wymagań co do umiejętności, jakie trzeba posiadać by w miarę bezpiecznie wejść na szczyt: asekuracja lotna, poruszanie się w zespole linowym, gotowość na wyciąganie partnera ze szczeliny, ocena zagrożenia lawinowego, perfekcyjne chodzenie z czekanem i na rakach. Oraz oczywiście bardzo dobra kondycja i wydolność oddechowa. A na koniec, jeśli nie przede wszystkim determinacja i silna psychika.

Credits

Dzięki dla Gosi za partnerstwo liny, czekana oraz niewygód tej podróży. Niewygód było dość dużo, a z wiekiem człowiek coraz je gorzej znosi. Spanie w burzy w schronisku, przy małej zawartości tlenu. Spanie w opuszczonym betonowym schronie w wilgoci w burzy. Stres i czekanie na dobrą pogodę. Analizowanie dokładne modeli pogodowych, deszczów, śniegów. Analiza zagrożenia lawinowego. Zbieranie informacji o potencjalnych miejscach biwakowych na lodowcu (jak dobrze że nie ich nie było, bo spanie na tych lodowcach w namiocie to przepis na tragedię). Niepewność czy znajdzie się kąt w tak obleganym schronisku. Zaś dookoła niego urwiska i brak jednego metra kwadratowego na rozstawienie czegokolwiek.

Cóż mogę rzec, zawsze stawiałem wyżej satysfakcję niż komfort. Coś czego nie da się kupić, można tylko przeżyć własnym wysiłkiem fizycznym oraz psychicznym. Dziękuje Asi za doping, Adamowi za backup pogodowy oraz logistyczny oraz wszystkim za kibicowanie!

Cheers dla dwóch zajebistych brytoli, Steve i Willa, którzy wspinali się równolegle i dali masę energii oraz uśmiechu.

Logistyka:

  • nawigacja: mapa Kompass + mapy.cz + zegarek Suunto nawigacja
  • jedzenie: zakupy w supermarketach + liofy (jetboil) + posiłki w schroniskach + żele energetyczne
  • przejazd: Warszawa Modlin – Bergamo (ryanair) + flixbus do Aosta + lokalne busiki i autostop, powrót tak samo
  • noclegi: 1 w schronisku Vittorio Emmanuele II, 3 w namiocie w dolinach, 3 w schronie zimowym Gonella, 1 w hotelu w Aosta

Przydatne linki w przygotowaniach:

3 uwagi do wpisu “Mont Blanc 4808 m npm drogą włoską

Dodaj komentarz