Dla osoby intensywnie podróżującej po Europie czasem ciężko znaleźć nową destynację na krótki wypad. Ale nie oszukujmy się, stary kontynent jest tak różnorodny, zarówno kulturowo, politycznie, gospodarczo jak i geograficznie, że kreatywna osoba zawsze znajdzie jeszcze coś fajnego na szybki, kilkudniowy strzał turystyczny. A na dodatek siatka tanich połączeń lotniczych z Polski wciąż rośnie. Na przerwę około-świąteczną padło na hiszpańską Walencje i jej okolice zwiedzaną wynajętym autem.
Pierwszego wieczoru, po wylądowaniu po południu i wynajęciu auta na lotnisku skierowaliśmy się w stronę gór Sierra Calderona. Krętymi serpentynami, jadąc z piskiem opon dojechaliśmy do przystępnego Mirador del Garbi. Jest to malowniczo położony punkt widokowy, na skałach górujących nad całym pasmem górskim, z którego rozpościera się widok na równinę, na której leży Walencja nad brzegiem Morza Śródziemnego. Pierwsza noc w namiocie podczas tej wycieczki – pierwszy zagajnik wśród drzew oliwnych i cicha, spokojna noc wśród przyrody, z widokiem na miliony gwiazd. Dla mnie chyba 50 noc w przyrodzie tego kończącego się roku, a dla mej kompanki pierwsza w życiu pod namiotem, poza krajem i „w zimie” (hiszpańskiej zimie). Ale dała radę!
Drugi dzień zaczęliśmy od wędrowania w pięknym, porannym, śródziemnomorskim słońcu po wąwozie, do którego spada wysoki wodospad. Z Navajas, ulokowanym w skalnym zagłębieniu wiąże się legenda o kochankach, którzy by udowodnić swoją miłość niefortunnie spadli w przepaść. Cóż, na szczęście dziś niczego nie musimy udowadniać, bo moc z jaką spada wodospad musi być naprawdę duża.
Południe tego dnia spędziliśmy na trekkingu do „Cova Negra” czyli do czarnej jaskini spotykając kozice po drodze. Chodziliśmy po górach, zachwycaliśmy się wielkim i wąskim kanionem oraz zalewem. Pod wieczór, po zmroku znaleźliśmy sobie ustronne miejsce w gaju oliwnym. Patrząc w bezchmurne niebo rozbiliśmy namiot i relaksowaliśmy się z winem i bagietkami w ręku.
Dzień trzeci to czas dłuższej jazdy z gór (ponad 170km) na południe regionu, nad morze!
Na początek trafiliśmy na wybrzeże do miasteczka Denia, gdzie postanowiliśmy nacieszyć się słońcem i plażą, pobawić z pieskiem przybłędą i spróbować wejść do morza. Woda jednak była za zimna. Pozostaliśmy przy plażowaniu.
Po leniuchowaniu na plaży w Denii, ruszyliśmy na strome, skaliste zbocze Parku Montgo. widowiskowe skały wchodzące w morze i godzinny spacer do jaskiń naprawdę cieszy oko i relaksuje zmysły. Po zboczach brykaliśmy jak kozice, ciesząc się piękną pogodą i malowniczymi krajobrazami nadmorskimi.
Na popołudnie zostawiliśmy sobie fenomenalny przylądek Cap Prim, gdzie też zostaliśmy na nocleg. Namiot rozbiliśmy na klifie, z widokiem na przepiękne niebo, morze i skały. Gdzieś w oddali widać było Ibizę, a po morzu kursowały promy i małe łódki.
Czwarty dzień tego road tripa to leniuchowanie na kamienistej plaży nudystów. Zachwycanie się pięknymi zatokami z okna auta, lub też z częstych miradorów (punktów widokowych). W popołudnie wspięliśmy się na wielką skałę przypominającą tą z Gibraltaru – wapienną górę Ifach. Góra ma 332 m n.p.m. i jest najmniejszym rezerwatem przyrody w Hiszpanii. Jej zachodnie, pionowe zbocze ukochali sobie wspinacze, którzy wytyczyli wiele dróg wspinaczkowych na szczyt. Przykładowa wspinaczka, w upalnym słońcu (nawet w grudniu) może trwać do 10h! Skała dominuje nad całą okolicą letniskową, które dosłownie przypomina Copacabane. Wiele długich plaż i wieżowców hoteli. Pod wieczór zaliczyliśmy kolejny trekking, z miejscowości Albir do latarni, wzdłuż zbocza kolejnych skał.
Sylwestra oddaliśmy auto na lotnisku i podjęliśmy próbę zwiedzenia pięknej Walencji. Przyznam że dawno żadne miasto nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Jednolita niewysoka zabudowa, hiszpański klimat życia na ulicy, piękne fasady budynków urzędów, muzeów i kamienic. Narastające napięcie w mieście, na kilka godzin przed świętowaniem Nowego Roku. Dodatkowo, futurystyczne budynki Parku Nauki i Sztuki, do którego prowadzi droga przez park, który jednocześnie ulokowano w byłym korycie rzeki naprawdę mi zaimponowały. Przyznam, że Walencja, po krótkim pobycie wydaje się bardzo interesującym miejscem, nie tylko na dłuższa wizytę, ale też na studia czy pracę.
Praktycznie:
Loty – Kraków – Walencja, Walencja – Warszawa Modlin, ryanair.
Wynajem auta na 4 dni przez stronę ryanair, firma Dickmann’s: 550zł + 200zł paliwo (700km przejechane)
Noclegi: 4 noce w namiocie w hotelu wielogwiazdkowym, w pięknych górach, na klifach. Ostatni nocleg u znajomych w Walencji.
Bardzo fajne miejsca w okolicach. Pamiętacie, jak się nazywa wąwóz przy Navajas? Czy to po prostu droga nad Palancią? 🙂 Pozdrowienia.
PolubieniePolubienie