Słoneczny grudzień? – Walencja i okolice autem

zachód słońca nad klifem na Cap Prim

Dla osoby intensywnie podróżującej po Europie czasem ciężko znaleźć nową destynację na krótki wypad. Ale nie oszukujmy się, stary kontynent jest tak różnorodny, zarówno kulturowo, politycznie, gospodarczo jak i geograficznie, że kreatywna osoba zawsze znajdzie jeszcze coś fajnego na szybki, kilkudniowy strzał turystyczny. A  na dodatek siatka tanich połączeń lotniczych z Polski wciąż rośnie.  Na przerwę około-świąteczną padło na hiszpańską Walencje i jej okolice zwiedzaną wynajętym autem.

 

Pierwszego wieczoru, po wylądowaniu po południu i wynajęciu auta na lotnisku skierowaliśmy się w stronę gór Sierra Calderona. Krętymi serpentynami, jadąc z piskiem opon dojechaliśmy do przystępnego Mirador del Garbi. Jest to malowniczo położony punkt widokowy, na skałach górujących nad całym pasmem górskim, z którego rozpościera się widok na równinę, na której leży Walencja nad brzegiem Morza Śródziemnego. Pierwsza noc w namiocie podczas tej wycieczki – pierwszy zagajnik wśród drzew oliwnych i cicha, spokojna noc wśród przyrody, z widokiem na miliony gwiazd. Dla mnie chyba 50 noc w przyrodzie tego kończącego się roku, a dla mej kompanki pierwsza w życiu pod namiotem, poza krajem i „w zimie” (hiszpańskiej zimie). Ale dała radę!

 

Drugi dzień zaczęliśmy od wędrowania w pięknym, porannym, śródziemnomorskim słońcu po wąwozie, do którego spada wysoki wodospad. Z Navajas, ulokowanym w skalnym zagłębieniu wiąże się legenda o kochankach, którzy by udowodnić swoją miłość niefortunnie spadli w przepaść. Cóż, na szczęście dziś niczego nie musimy udowadniać, bo moc z jaką spada wodospad musi być naprawdę duża.

 

Południe tego dnia spędziliśmy na trekkingu do „Cova Negra” czyli do czarnej jaskini spotykając kozice po drodze. Chodziliśmy po górach, zachwycaliśmy się wielkim i wąskim kanionem oraz zalewem. Pod wieczór, po zmroku znaleźliśmy sobie ustronne miejsce w gaju oliwnym. Patrząc w bezchmurne niebo rozbiliśmy namiot i relaksowaliśmy się z winem i bagietkami w ręku.

 

Dzień trzeci to czas dłuższej jazdy z gór (ponad 170km) na południe regionu, nad morze!

Na początek trafiliśmy na wybrzeże do miasteczka Denia, gdzie postanowiliśmy nacieszyć się słońcem i plażą, pobawić z pieskiem przybłędą i spróbować wejść do morza. Woda jednak była za zimna. Pozostaliśmy przy plażowaniu.

Po leniuchowaniu na plaży w Denii, ruszyliśmy na strome, skaliste zbocze Parku Montgo. widowiskowe skały wchodzące w morze i godzinny spacer do jaskiń naprawdę cieszy oko i relaksuje zmysły.  Po zboczach brykaliśmy jak kozice, ciesząc się piękną pogodą i malowniczymi krajobrazami nadmorskimi.

Na popołudnie zostawiliśmy sobie fenomenalny przylądek Cap Prim, gdzie też zostaliśmy na nocleg. Namiot rozbiliśmy na klifie, z widokiem na przepiękne niebo, morze i skały. Gdzieś w oddali widać było Ibizę, a po morzu kursowały promy i małe łódki.

 

Czwarty dzień tego road tripa to leniuchowanie na kamienistej plaży nudystów. Zachwycanie się pięknymi zatokami z okna auta, lub też z częstych miradorów (punktów widokowych). W popołudnie wspięliśmy się na wielką skałę przypominającą tą z Gibraltaru – wapienną górę Ifach. Góra ma 332 m n.p.m. i jest najmniejszym rezerwatem przyrody w Hiszpanii. Jej zachodnie, pionowe zbocze ukochali sobie wspinacze, którzy wytyczyli wiele dróg wspinaczkowych na szczyt. Przykładowa wspinaczka, w upalnym słońcu (nawet w grudniu) może trwać do 10h! Skała dominuje nad całą okolicą letniskową, które dosłownie przypomina Copacabane. Wiele długich plaż i wieżowców hoteli. Pod wieczór zaliczyliśmy kolejny trekking, z miejscowości Albir do latarni, wzdłuż zbocza kolejnych skał.

Sylwestra oddaliśmy auto na lotnisku i podjęliśmy próbę zwiedzenia pięknej Walencji. Przyznam że dawno żadne miasto nie zrobiło na mnie takiego wrażenia. Jednolita niewysoka zabudowa, hiszpański klimat życia na ulicy, piękne fasady budynków urzędów, muzeów i kamienic. Narastające napięcie w mieście, na kilka godzin przed świętowaniem Nowego Roku. Dodatkowo, futurystyczne budynki Parku Nauki i Sztuki, do którego prowadzi droga przez park, który jednocześnie ulokowano w byłym korycie rzeki naprawdę mi zaimponowały. Przyznam, że Walencja, po krótkim pobycie wydaje się bardzo interesującym miejscem, nie tylko na dłuższa wizytę, ale też na studia czy pracę.

Praktycznie:

Loty – Kraków – Walencja, Walencja – Warszawa Modlin, ryanair.

Wynajem auta na 4 dni przez stronę ryanair, firma Dickmann’s: 550zł + 200zł paliwo (700km przejechane)

Noclegi: 4 noce w namiocie w hotelu wielogwiazdkowym, w pięknych górach, na klifach. Ostatni nocleg u znajomych w Walencji.

2 uwagi do wpisu “Słoneczny grudzień? – Walencja i okolice autem

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s