Jestem książkowym świrem

Czytam w autobusach i pociągach. Czytam w samolotach. Czytam jak śpię pod namiotem w górach. Czytam jak mi się nudzi w pracy. Najbardziej lubię czytać na mojej wielkiej kanapie, w moim rodzinnym domu i wtedy mówią mi, że uprawiam hygge. Umiem czytać jak jadę rowerem i samochodem, ale to niekomfortowe.

Nie czytam jak siedzę na kiblu.

Czytam jak się obudzę, czytam po obiedzie, po kolacji i przed snem.

Przeczytałem w życiu kilkanaście książek po angielsku. Jedną po niemiecku. Stało się to w gimnazjum i opisywała jakąś grubą babę. W tym roku przeczytałem po raz pierwszy całą książkę po hiszpańsku. O rosyjskim dysydencie. Najbardziej lubię czytać w moim ojczystym języku, bo mi smutno, gdy omijają mnie wszelkie zabawy z językiem. Zawsze czytam papier. A jak mam e-booka to sobie go drukuje i się męczę z latającymi stronami. Jestem książkowym ortodoksem, do e—czytników nie daje się przekonać. Raz odwiedziłem pewną dziewczynę w jej domu. Nie miała żadnej książki – już się nigdy nie zobaczyliśmy.  Czytam książki codziennie od piętnastu lat.

Jestem książkowym świrem.

Mam w domu ponad 500 książek. Kartę biblioteczną w kilku bibliotekach w Polsce. Na allegro i w Internecie kupuje nowe książki i po przeczytaniu je sprzedaje. Jak poznam kogoś ciekawego, to pożyczam od niego książki.

Zawsze oddaje.

W gimnazjum jarałem się wszystkim co związane z II wojną światową. Czytałem Jana Nowaka-Jeziorańskiego i wszystko od Bogusława Wołoszańskiego. Namiętnie kupowałem wojenną fikcję Kena Folleta, a szpiegowskie historie Fredericka Forsytha rozbudzały ciekawość o świecie polityki, wojny i dyplomacji. Później przyszedł czas na wyszukane thrillery szpiegowskie  John le Carre’go. Liznąłem trochę Iana Fleminga, Roberta Ludluma, Nelsona de Mille. Miałem fazę na tanie horrory Stephena Kinga i Grahama Mastertona ale niewiele z niej zostało.

W liceum pokochałem fantastykę. Wydawnictwo Fabryka Słów zarobiło fortunę na mnie. Pilipiuk, Dukaj, Ziemiański i Komuda to byli moi bogowie. Przeczytałem wszystko co napisał J.R.R Tolkien. Sagę rodów Śródziemia miałem w dużym palcu lewej stopy. Władcę pierścieni przeczytałem trzy razy, każdą w innym przekładzie. Połknąłem 15 książek Sapkowskiego o Wiedźminie i sagę Bożych Bojowników. Każdą książkę o Harry Potterze i boginię fantastyki Ursulę K. Le Guin. Neila Gaimana. Jednak dwie książki Terrego Pratcheta nie starczyły by się zakochać, jak inni.  Jarałem się prawniczymi thrillerami Johna Grishama oraz thrillerami z bronią biologiczną w roli głównej od Robina Cooka. Połykałem podróżniczą beletrystykę Alfreda Szklarskiego i Arkadego Fiedlera. Wchłonąłem kilka książek Paolo Coelho.  Oczywiście wszystkie lektury szkolne. Nawet cały Potop i Chłopów. Pochłonąłem wszystko co napisał Haruki Murakami. Zachwycałem się nim. Bałtyckie plaże i szum fal na wakacjach w latach licealnych sprzyjały wchodzeniu w oniryczny świat japońskiej młodzieży.

Z czasem mój książkowy gust dojrzewał.

W liceum zajarałem się literaturą hiszpańską. Od tamtego czasu przeczytałem co się dało Carla Ruiza Zafona, Arturo Pereze Reverte, Javiera Cercasa, Javiera Mariasa, Antonio Munoz Moliny. Pokochałem dzięki temu też hiszpańską kinematografię. Tak mnie ona zafascynowała, iż sam nauczyłem się hiszpańskiego w kilka lat i pojechałem na Erasmusa na rok do Granady. W tym pięknym mieście szukałem sytuacji, by poczuć się jak bohater moich książek.

Konsekwentnie odkrywałem też świat literatury iberoamerykańskiej. Gabriel Garcia Marquez zabierał mnie do Kolumbii. Jego przepięknie naszkicowany świat ludzi i ich historii zaklęty w realizm magiczny i rzeczywistość krajów Ameryki Łacińskiej wyłączał mnie ze szkolnej codzienności na długie godziny. Mario Vargas Llosa uczył mnie rozumienia skomplikowanych meandrów świata dyktatury i peruwiańskiej kultury. Isabel Allende, Carlos Fuentes, Julio Cortazar opowiadali piękne historie rodzin, ich dylematy i wyzwania na tle zmieniających się Chile, Meksyku i Argentyny.

W świat reportażu, konfliktów w Afryce i na Bliskim Wschodzie wprowadził mnie mistrz Kapuściński. Dobrze odrobiłem z niego lekcje, co wyszło wiele lat później. Sam dorosłem intelektualnie i zacząłem opisywać Kaukaz i Bliski Wschód. Mieszkałem w Egipcie, pisałem Telegram z Delty Nilu oraz reportaże o Iranie i Gruzji.

Andrzej Stasiuk i jego wydawnictwo Czarne rozwinęło moje patrzenie na świat. Jak skorupka za młodu nasiąkłem ciekawością świata i szacunkiem do innych kultur. Przeczytałem masę opasłych tomisk o Rosji i krajach byłego ZSRR (m.in. Jagielski, Hugo-Bader, Górecki, S. Aleksiejewicz). Norman Lewis świetnie relacjonował nieznaną stronę puczów i wojen domowych XX wieku. Szczygieł tłumaczył społeczeństwo Czech i Polski. Pochłonąłem stos książek naukowych o stosunkach międzynarodowych (m.in. Huntington, Kissinger),  dyplomacji, konfliktach na świecie. O globalizacji czerpałem wiedzę od Thomas L. Friedmana, zaś o Bliskim Wschodzie m.in. od Edwarda Saida i „Lawrence’a z Arabii”. Zainteresowałem się antropologią w wydaniu Jareda Diamonda. O krajach Globalnego Południa i pomocy rozwojowej czerpałem informację z książek Wiliam Easterly’ego i Jeffrey’a Sachsa.

Bardzo lubię czytać klasyków filozofii m.in. Ericha Fromma, Zygmunta Baumana i Leszka Kołakowskiego.

Podróżowałem po świecie zdobywając bieguny zimna, odkrywając źródła rzek i najwyższe góry z Pałkiewiczem, Michniewiczem i Cejrowskim. Z literatury pięknej moi topowi pisarze polscy to Ignacy Karpowicz, Jacek Dehnel, Wiesław Myśliwski. Szczególnie ten ostatni jest moim mistrzem gawędziarstwa, pisania o polskiej wsi i najzwyczajniejszym życiu codziennym.

Otworzyłem oczy na problemy Turcji z noblistą Pamukiem. Tytuły „Śnieg” i „Muzeum Niewinności” stoją na ważnym miejscu na moich półkach.

Przeczytałem tonę kryminałów skandynawskich – od Henninga Mankella, Camili Lackberg, aż po islandzkiego pisarza Arnaldura Indridasona.

Przeczytałem dotychczas około 600 książek. Moje roczne minimum to 35 książek, zapisuje je od 2003 w notatniku z datą ukończenia. Dziś czytam „Morfine” Twardocha, a wczoraj skończyłem ornitologiczną książkę „12 srok za ogon” Łubieńskiego. Rozglądam się za biografiami ludzi sukcesu i poradnikami o samorozwoju. Czytam recenzje książek, spisuje propozycje, szukam po bibliotekach dobrych tytułów.

Napisałem esej o rozwoju intelektualnym, w którym przekonuje jak wielką role gra czytanie książek. Nic tak nie rozwija wyobraźni, nie pobudza umysłu jak zagłębienie się w linearną, pisaną historię fabularną. Czytanie powieści rozwija wyobraźnie, empatię, kreatywność, wrażliwość, uczy tolerancji, zwiększa pewność siebie, ogólną satysfakcję z życia oraz poszerza horyzonty. Poza korzyściami intelektualnymi, czytanie po prostu sprawia frajdę i relaksuje mózg.

Obok książek, drugie tyle czasu poświęcam na czytanie tygodników, magazynów i portali life’style’owych.

Kartezjusz powiedział, że „czytanie dobrych książek jest niczym rozmowa z najwspanialszymi ludźmi minionych czasów”.

Chyba miał rację.

Przeczytałem, tyle książek, że wielu z nich nie pamiętam.

Ups, właśnie zamówiłem kilka nowych w Internecie.

Jestem zdecydowanie książkowym świrem.

10532131_10203176265640229_4804928312522385637_o

Kurde, może i ja kiedyś sam jakąś powieść albo reportaż napiszę?

8 uwag do wpisu “Jestem książkowym świrem

  1. O kurczę, przeczytałeś tak wiele książek, że normalnie mi wstyd. Fajnie, fajnie. A czy lubujesz się też w thrillerach? Bo chciałabym Cię nieśmiało zaprosić na mojego bloga… fantasy też czytam, zakochałam się w sadze o Wiedźminie, lubię Pilipiuka, lecz moje kontakty z fantastyką są skromne. Szkoda, że doba nie ma 48 godzin, wtedy znalazłabym czas na jej czytanie. Niestety, odkładam fantastykę na rzecz kryminałów (a może stety <3).

    Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s