Po kilkunastu latach nauki kilku europejskich języków obcych i szukania najlepszych metod przyszedł czas na kolejne wyzwanie: naukę języka arabskiego (współczesnej ustandaryzowanej odmiany arabskiego, bo np. w Egipcie, jak w i Maroku mówi się w innych dialektach)!
Proces nie jest tak trudny jak mogłoby się wydawać!
Skoro już trafiłem do świata arabskiego na dłużej, postanowiłem postawić sobie nowe wyzwanie i ponownie rzucić się na głęboką wodę.
Efekt: od trzech miesięcy regularnie uczę się języka arabskiego!
I nie zamierzam przestać po powrocie do Europy.
Stwierdzam: uwielbiam uczyć się pisania tych pajączków i hieroglifów 😉
Jak to robię? Oto kilka wskazówek:
- Dwa razy w tygodniu odrabiam lekcje z podręcznika pt. „Język arabski dla początkujących” autorstwa Anny Nawolskiej.
Książka zawiera 76 lekcji polegających na nauce słów arabskich poprzez kaligrafię. Zaczyna się od prezentacji alfabetu arabskiego, (spółgłosek i samogłosek) później uczymy się ich łączenia na przykładzie prostych wyrazów.
Na każdej kolejnej lekcji wprowadzana jest nowa litera, a jej pisanie ćwiczy się na przykładzie kilku nowy słówek. Każdą kolejną lekcję zaczynam od wypisania wyrazów, które już umiem i dodania nowej litery.
Stosuję tu strategię „baby steps” – małymi krokami wchodzę na wielką górę, przez co wyzwanie staje się mniej straszne!
Jak Bill Murray w filmie „What about Bob?” żeby pokonać swój starch, trzeba podjąć małe kroki i zapomnieć o paraliżującym strachu wynikającym z wielkości zadania.
- Nauka podstawowych zwrotów: wypisałem sobie je na kartkach i powiesiłem nad biurkiem w pracy. W sumie to już umiem przeprowadzić small talk 😉
- Nauka liczenia. Umiem już liczyć od 0 do 100. Umiem też pisać i czytać cyfry arabskie – kilka ćwiczeń na początku, rozszyfrowywanie cyfr na ulicy, pisanie i nauka wymowy i et voila!
- Rozszyfrowuje litery w napisach na ulicy. Trudne i czasochłonne ćwiczenie, ale satysfakcja gwarantowana.
- Używam słów które znam w rozmowie po angielsku, zamieniając słowa angielskie na arabskie.
- Najlepszy egzamin to samotne podróżowanie, trzeba się dogadać, gdy nikt nie mówi po angielsku. Kupić bilet, zapytać o drogę lub cenę. Trzeba dużo cierpliwości, ale coraz częściej się udaje.
- Egipskie koty też mi czasem pomagały, przecież to ich język ojczysty!
To dopiero początek, ale myślę, że jeszcze półtora roku nauki i będę mówił po arabsku.
Shokran habibi!
W niedalekiej przyszłości planuje opublikować na blogu wpis z praktycznymi wskazówkami w nauce języków obcych.
Jedna uwaga do wpisu “Telegram z Delty Nilu # 13 – arabski”